zielonoszara codzienność

Maj rozbuchany soczystym kolorem ma się ku końcowi. Zacieram ręce z uciechy na czerwiec i jego dobrodziejstwa...szczególnie te gorące noce. W ogrodach wszystko kipi. Etatowa produkcja bukietów wchodzi w fazę szczytową. Róże (póki co te z tunelu), piwonie, irysy, liliowce, orliki, funkie i co dzień rozkwitają nowe i nowe...



Półprodukty do produkcji bukietów (widoczne liście uroczej kokoryczy) w sprytnej taczuszce zwanej przeze mnie rydwanem. Narzędzie niezbędne - sekator dobrej marki ;)
Produkt finalny (jeden z wieeeeelu): bukiecik z romantycznej róży Violette Perfume i tawułki Arendsa układany ulubiona metoda 'w ręce' ozdobi Sypialnię Hrabiny...eh, ci arystokraci to mają dobrze.

Jednak życie ogrodnika na etacie ma też swoje szare strony (a raczej gnilne, ale nie ma takiego koloru). I nie zawsze pachnie różami...